czwartek, 27 czerwca 2013

Wielkie nadzieje, wielkie rozczarowania

Po kolejnym USG..
okazało się, że pęcherzyk nie pękł po Ovitrelle :-( Dzisiaj 12 dzień cyklu, ma 27mm, co oznacza, że raczej na pewno już nie pęknie, ale się wchłonie.
W następnym cyklu odpuszczamy leczenie: trzeba dać organizmowi odpocząć, z resztą i tak wyjeżdżam na 3 tygodnie bez męża. Poczęcie czegokolwiek byłoby cudem.
Jestem podłamana, ale cały czas mam nadzieję. Od sierpnia CLO już od 3, nie od 5 dnia cyklu..

Cóż...czas pomyśleć o wakacjach. Czeka mnie też zmiana pracy, być może przeprowadzka. Skupię się na tym żeby nie myśleć w kółko o moich policystycznych jajnikach, które nie mogą się zdecydować czy wolą być niedostymulowane czy przestymulowane. :-(

wtorek, 25 czerwca 2013

Crazy crazy crazy!!!

Co za dzień!
Rano monitoring (10 dzień cyklu), a tu na USG pęcherzyk 24 mm!!! Co za gigant! Wygląda na to, że ja nic nie robię na pół gwizdka..

Od razu podał mi zastrzyk z Ovitrelle na pęknięcie tego potwora, coby się torbiel z tego nie zrobiła. Generalnie trochę to wszystko dziwne: za wcześnie, za dużo, ale jakaś tam szansa jest.

Będziemy dzisiaj z mężem o to intensywnie walczyć!!!



poniedziałek, 24 czerwca 2013

Marzę o marcu..

Marzec.. to taki piękny miesiąc. Wstrętna, brzydka zima odchodzi, ustępując miejsca wiosennej zieleni :-)
Chciałabym żeby marzec 2014 był dla mnie zapowiedzią nowego życia...


Ehhh...dzisiaj strasznie melancholijnie, co? Taki mam nastrój. Cały dzień siedziałam w domu, bo kiepsko się czułam po CLO. Dzisiaj wzięłam ostatnią tabletkę, walcząc z zawrotami głowy i uderzeniami gorąca. 

Ale prawda jest taka: może mi się w głowie kręcić osiem razy bardziej. Bylebym zaszła w tą moją upragnioną ciążę..

Następny wpis będzie po wizycie u lekarza i monitoringu. Mam nadzieję, że będę miała dobre wiadomości! :-)

piątek, 21 czerwca 2013

Let's get this party started!

Pierwszy dzień lata - pierwszy dzień leczenia :D :D

Zaczęłam brać dzisiaj CLO. Taki sympatyczny lek, który ma za zadanie sprawić, że moje pęcherzyki będą rosły duuuże i silne!
The best of ulotka:

1. Lek zawiera klomifen - antyestrogen, który stymuluje owulację;

2.  Nie stosować kiedy pacjentka jest w ciąży;

3. Lek może powodować zaburzenia widzenia;

4. W czasie leczenia ciąże bliźniacze zdarzają się częściej niż w populacji ogólnej :D :D :D


Jestem bardzo podekscytowana. Biorę cały ten kram razem ze skutkami ubocznymi. Nie mam nic przeciwko bliźniakom :-)

W przyszłym tygodniu monitoring cyklu, czyli znowu mój ulubiony Pan doktor, jego USG i wielka nadzieja na wielkie pęcherzyki...

sobota, 15 czerwca 2013

Moje paranoje

Tak to już w życiu jest, że to czego akurat nie mamy (i z różnych względów mieć nie możemy), a czego jednocześnie bardzo pragniemy staje się naszą obsesją.

To, że nie mogę zajść w ciążę powoduje u mnie miliony mniejszych lub większych paranoi, z którymi często nie potrafię sobie poradzić. 

Obsesja nr. 1: testy ciążowe.
Znam je wszystkie. Strumieniowe, płytkowe. Polskie, zagraniczne. Orientuję się w ich cenach, rozpoznaję firmy. Zrobiłam ich dziesiątki. Moja umęczona psychika nie daje sobie wytłumaczyć, że to, że okres spóźnia mi się dwa tygodnie nie oznacza bynajmniej, że jestem wreszcie w ciąży. No i kupuję je namiętnie, wierząc, że tym razem test pokaże dwie kreski, chociaż moja podświadomość bije na alarm: 
"MASZ PCO WARIATKO. DLATEGO CI SIĘ SPÓŹNIA"

I znowu płaczę nad jedną kreską. I znowu jak lunatyczka widzę cień tej upragnionej drugiej, chociaż oczywiście jej tam nie ma. I jeszcze raz po kilkunastu minutach wyciągam test z kosza na śmieci, bo może się coś zmieniło...

Uważam się za osobę w pełni sprawną psychicznie. To skąd nagle taka obsesja? 

niedziela, 9 czerwca 2013

Co Pan może Panie doktorze?

Piątek weekendu początek. Podczas gdy cała pracująca Warszawa wyjeżdżała na weekend za miasto/ zaczynała imprezowy maraton/ sprzątała mieszkanie* ja wybrałam się na dawno umówioną wizytę do mojego ginekologa.

Lubię mojego lekarza. Jest miły, kompetentny, można do niego zadzwonić na komórkę, a jeśli nie odbierze to na pewno oddzwoni. Do tego jest całkiem przystojny, co sprawia, że zawsze podczas badania transwaginalnego tłumię w sobie chichot, kiedy słyszę: "pośladki odrobinę do przodu". Dosłownie gryzę się od wewnątrz w policzki żeby się nie roześmiać jak 12- latka na dźwięk słowa "penis".

Wracając do wizyty: odwiedziłam Pana doktora z kompletem badań. Mijają 3 miesiące od kiedy odstawiłam tabletki antykoncepcyjne i zaczęliśmy się znowu starać. Z badań krwi wyłonił się niezaskakujący obraz: za dużo testosteronu, za mało progesteronu. Jeszcze żeby było śmiesznie najprawdopodobniej początki niedoczynności tarczycy. Siedziałam spokojna: po co mam się denerwować? Co to da? 

Lekarz: spróbujemy wystymulować owulację
Ja: dobrze
Lekarz: Zapiszę Pani leki
Ja: w porządku
Lekarz: zapraszam dodatkowo na monitorowanie cyklu
Ja: super
Lekarz: proszę się nie martwić. Będzie dobrze
Ja: aha.

Wyszłam z receptą na peceowate szlagiery: Clostilbegyt, zwany CLO plus Luteina. To na początek. Po czterech nieudanych cyklach wizyta w klinice leczenia niepłodności. Boję się.. tak bardzo chcę żeby się udało..

Jestem dziwnym przypadkiem PCO. Jedynym objawem tej choroby jest u mnie bezpłodność. Jestem lata świetlne od nazwania siebie otyłą, nie mam problemów z nadmiernym owłosieniem, a moja cera też nie stanowi jakiegoś dramatu. W sumie powinnam się cieszyć, nie?:

Hurra!! Jestem tylko bezpłodna! Mogłoby być dużo gorzej! Jupiii!

(Ironia)

 



*niepotrzebnie skreślić

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Kłujemy, pobieramy, analizujemy

Dzisiaj dzień igły, strzykawki i fiolki czyli...

badania!!

Raniutko zameldowałam się w pewnym warszawskim szpitalu, aby honorowo, za koszmarne pieniądze oddać krew do badania. Zestaw imponujący: obok tradycyjnych: morfologia, glukoza; standardowe badania peceowatej: TSH, prolaktyna, progesteron, testosteron. A na deser: przeciwciała HIV, HCV i toksoplazmozy. Razem: 5 fiolek ze szkarłatną cieczą. 

Pielęgniarka: "pani się nie boi, wszystko będzie dobrze".
Chce mi się śmiać. Czego niby mam się bać? Przecież dla mnie takie badanie to rutyna. Przerabiałam to już tyle razy, że zaczynam wyłapywać subtelne różnice: którą żyłę na moim przedramieniu wybierze pielęgniarka? Czy tym razem zakręci mi się w głowie po pobraniu? Zostanie mi krwiak albo siniak? 

Czuję się jak świnka doświadczalna.

Cały czas nie mogę zrozumieć jak to się dzieje, że 16-letnia panna idzie na suto zakrapianą imprezę w domu u kolegi i wraca w stanie błogosławionym, podczas gdy ja muszę wsłuchiwać się w swój organizm i katować go ciągłymi badaniami i lekami aby móc chociażby marzyć o zajściu w ciążę..

Nie mam do nikogo o to pretensji. Po prostu się zastanawiam.


 

sobota, 1 czerwca 2013

Nowości

Przedwczoraj pocztą pantoflową zawitała do naszego domu bomba: znajoma jest w ciąży. Długo się starali i udało się!

Moja pierwsza reakcja: dlaczego to znowu nie ja?

Głęboki wdech. Jeden. Dwa. Trzy. Skutecznie hamuję łzy..mam w tym już całkiem sporą praktykę, może napiszę o tym pracę naukową?:

"Reakcja na odmienny stan znajomej w aspekcie własnego zdrowia psychicznego"

albo nie:

"Łzy i szloch jako pierwszy bezpośredni efekt załamania nerwowego spowodowanego bezpłodnością u siebie i płodnością u innych".

Brzmi dostatecznie naukowo?

Próbuję się cieszyć. W końcu starali się długo, nie są pierwszej młodości, zasługują na to. Autentycznie zaczynam cieszyć się ich radością. Jupi! Jest progres! Parę lat temu byłabym TYLKO zazdrosna i TYLKO zła. Może dojrzewam psychicznie? :-)


Wczoraj okazało się, że będą mieli bliźniaki..

Fuck..pozytywne nakręcanie się na nowo..